''Ten uśmiech, gdy mnie rozdarłeś.''
Mały chłopczyk siedział skulony w kącie. Kołysał się nerwowo przygryzając rękaw koszuli. Słyszał już kroki swojego ojca, który pewnie zamierza na niego nakrzyczeć.
– Ty głupi gówniarzu – zawarczał mężczyzna, wpatrując się w syna – mówiłem ci... no mówiłem ci... – wyciągnął małego Nicka i zdzielił go pięścią w twarz – przeklęty smarkacz – ryknął, popychając chłopca w stronę drzwi – powinienem cię oddać do przytułku.
Mały załkał, ocierając rękawem wciąż nabiegające do oczu łzy.
– I czemu ryczysz! – Larence chwycił syna za poły bluzy i potrząsnął nim mocno, uderzając wierzchem dłoni w opuchnięty policzek. – Bezczelnie jeszcze ryczysz! Policzę się z tobą później, a teraz zejdź mi z oczu.
•
Nick jest w szpitalu. Tylko o tym byłam w stanie myśleć przez całą drogę. Nie obchodziło mnie to, że, zerwałam się z dwóch ostatnich lekcji nie mówiąc nawet nic nikomu.
Nie obchodziło mnie to. Kiedy wbiegłam do szpitala, to od razu doszedł do moich nozdrzy ten specyficzny dla tego miejsca zapach. Podeszłam nerwowo do recepcji, przyglądając się pracującej tam kobiecie.
– Dzień dobry – przywitałam się z blondynką taksującą mnie wzrokiem z nad prostokątnych okularów – gdzie leży Nicholas Maner – wklikała coś do komputera, a potem spojrzała na mnie ponownie.
– Sala numer 204, drugie piętro, na końcu korytarza.
Rzuciłam się w stronę schodów, nie mając głowy na myślenie o czymś takim jak winda wspięłam się, więc po ogromnych schodach potykając się o własne nogi.
Kiedy znalazłam się na drugim piętrze popędziłam niczym wiatr na koniec korytarza.
Drzwi do sali 204 były zamknięte, ale zza nich wyraźnie słyszałam dwa głosy, Nicka i zapewne tego Lukasa. Nie bawiąc się w ceregiele typu pukanie, po prostu wkroczyłam.
Pomieszczenie było duże, w barwach jasnego błękitu. Znajdowały się tam dwa łóżka, oba zajęte przez Nicka i jakiegoś chłopaka w jego wieku. Spojrzałam na brata i aż pobladłam.
Wprawdzie nie był umierający, ale wyglądał jakby stoczył walkę z całą watahą wilków.
Miał owiniętą głowę, rozciętą wargę, napuchnięte oko, owiniętą bandażem rękę, a drugą usztywnioną. Jego zwykle mleczna cera, teraz była w odcieniach zieleni, a miejsce pod okiem świeciło dojrzałą śliwką.
Poruszył się na mój widok i chyba próbował uśmiechnąć, ale po chwili wykrzywił się w grymasie bólu.
– Alice? Co tu robisz? – Zanim dotarło do mnie jego pytanie, odpowiedź została już udzielona, przez Luka, który został całkowicie przeze mnie pominięty.
– Zadzwoniłem do niej – Nick spojrzał na niego i przewrócił oczami. Wyglądał na złego.
– Nic mi nie jest – rzucił zdawkowym tonem, wyrażającym dezaprobatę. Chociaż coś w środku, głęboko we mnie mówiło mi, że jednak cieszy się na mój widok.
– A ty – spojrzał na mnie. Nie mogłam stwierdzić czy bardziej jest zły, czy zadowolony, jego głos był mieszaniną obydwu tych emocji – nie odbieraj telefonów od nieznajomych.
– A ty – spojrzał na mnie. Nie mogłam stwierdzić czy bardziej jest zły, czy zadowolony, jego głos był mieszaniną obydwu tych emocji – nie odbieraj telefonów od nieznajomych.
Przysiadłam na łóżku, wpatrując się w niego jak w obrazek.
Luke rzucił tylko jakieś: – To ja was zostawię – i wyszedł.
– Co ci się stało? – zaczęłam naszą rozmowę, od tego banalnego pytania, mając nadzieję, że Nicholas rozwinie swoją odpowiedź.
– Miałem wypadek.
– To widzę.
Widziałam i czułam, że ukrywa coś przede mną, ale nie ciągnęłam tematu dalej, nie miałam na to siły. Ulżyło mi, że nic aż tak poważnego mu się nie stało.
– Właściwie to za parę dni mnie wypisują.
Prawda jest inna. Mój książę nie jest z bajki, mój książę nie jest troskliwy, przynajmniej nie w taki sposób jaki powinien i na pewno nie jeździ na białym rumaku.
Mój książę jest opryskliwy i zazdrosny, bezczelny i agresywny, arogancki i egoistyczny.
Mój książę nie pochodzi z bajki. Nie takiej dla księżniczek.
Czasami nachodzi mnie myśl, że wcale mi to już nie przeszkadza, że rzeczywiście czuję coś do niego, ale na razie nie umiem się z tym pogodzić. Jest zbyt wcześnie, a ja jestem zbyt niepewna własnej osoby by przyznać się do tego.
Przepraszam... musisz jeszcze poczekać.
Coraz bardziej zdawałam sobie sprawę, że moje myśli nie są niebezpieczne, a jedynie ukazują prawdę, której tak długo nie potrafiłam odkryć i nadal spowija ją lekka mgła, ale powoli... naprawdę powoli odkrywam ją.
Siedziałam w swoim pokoju i wpatrywałam się nieobecnym wzrokiem w widok zza oknem. Śnieg, czy to nie dziwne. Biały puch leciał beztrosko z nieba przykrywając suche gałęzie drzew i trawę, tworząc białą kołdrę.
Nie potrafiłam oderwać wzroku od tego magicznego widoku. Właśnie przed chwilą uświadomiłam sobie, że mamy już drugą połowę listopada.
Kiedy ten czas tak szybko zleciał, bo zupełnie, ale tak całkowicie nie wiem kiedy, to nastąpiło.
Być może wtedy kiedy biłam się z myślami, albo przebywałam z Kaylą.
Odetchnęłam opierając się o krzesło. Jutro wypisują Nicka.
I co wtedy?
Czy będę na niego jakoś inaczej patrzeć?
A może ja już od dawna na niego tak patrzę?
Bo kiedy moja walka o zwykłą codzienność przerodziła się w coś więcej?
Zbyt wiele głupich pytań, które wydają się tak trywialne.
– Alice?! – Larry. Larry. Czy już wie o swoim synu? Zeszłam na dół stojąc twarzą w twarz z ojczymem.
– Wiesz o Nicku? – Spytałam wprost, nie lubiłam się z nim bawić w ceregiele, to zabawne, że do starszego Manera miałam większą śmiałość, niż do młodszego. Przewrócił oczami i odwiesił kurtkę, strzepując biały, zimny puch.
– Ten gówniarz znowu nawywijał, więc dostał za swoje – moje serce zadygotało, czułam jak łzy napływają mi do oczu. Było mi przykro oraz odczuwałam dziwną nostalgię. Chciałam na niego krzyknąć, ale w końcu i tak nic nie powiedziałam. Może nie chciałam tracić zbędnych słów, które naprawdę nic by nie dały, oprócz tego, że stałyby się przyczyną kolejnej awantury. Nie rozumiałam jak on mógł tak mówić o swoim dziecku, chociaż moja matka nie była lepsza – jest coś do jedzenia?
– Odgrzej sobie – rzuciłam cierpko, tak cierpko jak tylko potrafiłam. Najchętniej to przywaliłabym mu.
Zimny bezduszny drań! Jego syn, jedyne dziecko leży w szpitalu, a on nawet nie potrafi powiedzieć ani jednego miłego słowa.
Ubrałam kurtkę i opatuliłam się szalikiem. Trzasnęłam drzwiami na tyle, że miałam nadzieje, że futryna się zatrzęsła. Szłam przed siebie, ale dobrze wiedziałam gdzie idę, chociaż raz.
Doprawdy moje życie jest dziwne. Zazwyczaj włóczę się bez celu, a teraz cel jest dobrze określony. Zarysowany tuż przed moimi oczami.
Zimny, lekki śnieg topił się pod moim stopami, odzianymi w czarne półbuty. Rozpadało się na dobre, na szczęście było jeszcze jasno.
Wsiadłam do autobusu, czekając niecierpliwie aż dojedzie na miejsce... w tamtej chwili chciałam po prostu spojrzeć w jego oczy. Może one będą potrafiły roztopić ten dziwny sopel lodu powstały w moim sercu, który przy okazji zamroził moją duszę i wszystko inne; cała byłam skostniała, zamrożona. Moje serce ledwo biło.
Godziny odwiedzin jeszcze się nie skończyły, zresztą mało mnie to obchodziło. Przemknęłam koło recepcji stąpając głośno po schodach, zostawiając przy tym błotniste kałuże. Kiedy weszłam na salę Nick spał. Usiadłam najciszej jak mogłam na krześle przy jego łóżku.
Dlaczego kiedy śpisz wyglądasz jak zupełnie inna osoba?
Poczułam zmęczenie, może na wskutek duchoty panującej w szpitalu, może emocji, albo też przebytej drogi. Zamknęłam oczy przypominając sobie dzieciństwo. Zawsze byłam naiwnym dzieckiem, ale wtedy miałam Nicka broniącego mnie przed złem świata, nie był księciem z bajki. Raczej cieniem, który w odpowiednim momencie, kiedy nie patrzyłam chronił mnie przed otoczeniem i innymi.
Nick... zaśmiałam się w duchu na te wspomnienia. Czy to przez niego stałam się taka słaba?
Odpłynęłam w dalsze wspomnienia tych beztroskich chwil. Chwil podczas, których było po prostu dobrze... nie było zmartwień.
Obudził mnie ciepły dotyk jego szorstkiej skóry na moim policzku. Zanim zdążyłam otworzyć oczy poczułam spływające łzy. Moja dusza potrzebowała ukojenia, tak jak ciało.
Otarł moje łzy wierzchem dłoni, przybliżając się do mnie na długość oddechu. Naszego oddechu.
Otworzyłam oczy, zatapiając się w jego. Widziałam, coś co sprawiło, że jeszcze bardziej się rozkleiłam.
On patrzył na mnie... tak... tak czule.
Zbyt czule jak na zimnego drania, zbyt ciepło jak na tyrana.
W jego oczach ujrzałam dawnego, młodszego Nicka, którego już nie ma. Oparłam czoło o jego policzek. Westchnęłam cicho.
Ledwo słyszalnie powiedziałam do siebie, to co akurat leżało na dnie mego serca: – Dlaczego nie może być tak jak dawniej? – Ale on tego nie usłyszał, nie mógł, mój głos był zbyt cichy, nawet dla mnie. Poza tym sama nie wiem, czy w tym momencie chciałabym słyszeć odpowiedź.
Dlaczego jestem tak cholernie niezdecydowana?
Po krótkiej chwili, która wydawała się wiecznością, ciągnącą się całe mile czasu odsunął się ode mnie odwracając głowę, lecz było zbyt ciemno więc nie umiałam dostrzec jego wyrazu twarzy. Czułam piekący ból w oczach i lekkie odrętwienie.
– Idź już Alice – głos Nicka był oziębły i cichy, jednak słyszałam ten chłód, który wydobył się z jego ust i to co powiedział. Mimo wszystko, sposób w jaki wypowiedział moje imię był taki sam, nic się nie zmienił przez te lata, tak jakby całe dzieciństwo i wszystkie wspomnienia wspólnie spędzonego czasu zamknięte były w moim imieniu. Czas się cofnął, albo w o ogóle nie biegł naprzód.
Uśmiechnęłam się, bo właśnie teraz to dostrzegłam. Coś tak bardzo ważnego dla nas obojga.
– Do zobaczenia – wyszłam. Nadal się uśmiechałam, bo jak mogłabym tego nie robić.
''Alice...''
– Właściwie to za parę dni mnie wypisują.
Mruknęłam pod nosem coś, co miało brzmieć jak ,,To wspaniale'', ale w porę się zorientowałam, że nie mogę mu dać tej chorej satysfakcji, którą i tak otrzymał, przez moją obecność tutaj.
Spojrzał na mnie, ale pokiwałam głową.
– Powinnam już iść. – Wstałam rozprostowując wygniecione ubrania, prawda była taka, że po prostu nie znosiłam szpitali i tego klimatu choroby. Wiedziałam, że Maner się wyliże. Nie, nie jestem nie czuła, tylko zbyt wyczulona na ludzkie nieszczęścia.
•
Kiedy byłam małym dzieckiem jak większość dziewczynek marzyłam o księciu na białym koniu. Opiekuńczym i troskliwym. Taki, który zawsze mi pomoże, wyciągnie z tarapatów.Prawda jest inna. Mój książę nie jest z bajki, mój książę nie jest troskliwy, przynajmniej nie w taki sposób jaki powinien i na pewno nie jeździ na białym rumaku.
Mój książę jest opryskliwy i zazdrosny, bezczelny i agresywny, arogancki i egoistyczny.
Mój książę nie pochodzi z bajki. Nie takiej dla księżniczek.
Czasami nachodzi mnie myśl, że wcale mi to już nie przeszkadza, że rzeczywiście czuję coś do niego, ale na razie nie umiem się z tym pogodzić. Jest zbyt wcześnie, a ja jestem zbyt niepewna własnej osoby by przyznać się do tego.
Przepraszam... musisz jeszcze poczekać.
•
Siedziałam w swoim pokoju i wpatrywałam się nieobecnym wzrokiem w widok zza oknem. Śnieg, czy to nie dziwne. Biały puch leciał beztrosko z nieba przykrywając suche gałęzie drzew i trawę, tworząc białą kołdrę.
Nie potrafiłam oderwać wzroku od tego magicznego widoku. Właśnie przed chwilą uświadomiłam sobie, że mamy już drugą połowę listopada.
Kiedy ten czas tak szybko zleciał, bo zupełnie, ale tak całkowicie nie wiem kiedy, to nastąpiło.
Być może wtedy kiedy biłam się z myślami, albo przebywałam z Kaylą.
Odetchnęłam opierając się o krzesło. Jutro wypisują Nicka.
I co wtedy?
Czy będę na niego jakoś inaczej patrzeć?
A może ja już od dawna na niego tak patrzę?
Bo kiedy moja walka o zwykłą codzienność przerodziła się w coś więcej?
Zbyt wiele głupich pytań, które wydają się tak trywialne.
– Alice?! – Larry. Larry. Czy już wie o swoim synu? Zeszłam na dół stojąc twarzą w twarz z ojczymem.
– Wiesz o Nicku? – Spytałam wprost, nie lubiłam się z nim bawić w ceregiele, to zabawne, że do starszego Manera miałam większą śmiałość, niż do młodszego. Przewrócił oczami i odwiesił kurtkę, strzepując biały, zimny puch.
– Ten gówniarz znowu nawywijał, więc dostał za swoje – moje serce zadygotało, czułam jak łzy napływają mi do oczu. Było mi przykro oraz odczuwałam dziwną nostalgię. Chciałam na niego krzyknąć, ale w końcu i tak nic nie powiedziałam. Może nie chciałam tracić zbędnych słów, które naprawdę nic by nie dały, oprócz tego, że stałyby się przyczyną kolejnej awantury. Nie rozumiałam jak on mógł tak mówić o swoim dziecku, chociaż moja matka nie była lepsza – jest coś do jedzenia?
– Odgrzej sobie – rzuciłam cierpko, tak cierpko jak tylko potrafiłam. Najchętniej to przywaliłabym mu.
Zimny bezduszny drań! Jego syn, jedyne dziecko leży w szpitalu, a on nawet nie potrafi powiedzieć ani jednego miłego słowa.
Ubrałam kurtkę i opatuliłam się szalikiem. Trzasnęłam drzwiami na tyle, że miałam nadzieje, że futryna się zatrzęsła. Szłam przed siebie, ale dobrze wiedziałam gdzie idę, chociaż raz.
Doprawdy moje życie jest dziwne. Zazwyczaj włóczę się bez celu, a teraz cel jest dobrze określony. Zarysowany tuż przed moimi oczami.
Zimny, lekki śnieg topił się pod moim stopami, odzianymi w czarne półbuty. Rozpadało się na dobre, na szczęście było jeszcze jasno.
Wsiadłam do autobusu, czekając niecierpliwie aż dojedzie na miejsce... w tamtej chwili chciałam po prostu spojrzeć w jego oczy. Może one będą potrafiły roztopić ten dziwny sopel lodu powstały w moim sercu, który przy okazji zamroził moją duszę i wszystko inne; cała byłam skostniała, zamrożona. Moje serce ledwo biło.
Godziny odwiedzin jeszcze się nie skończyły, zresztą mało mnie to obchodziło. Przemknęłam koło recepcji stąpając głośno po schodach, zostawiając przy tym błotniste kałuże. Kiedy weszłam na salę Nick spał. Usiadłam najciszej jak mogłam na krześle przy jego łóżku.
Dlaczego kiedy śpisz wyglądasz jak zupełnie inna osoba?
Poczułam zmęczenie, może na wskutek duchoty panującej w szpitalu, może emocji, albo też przebytej drogi. Zamknęłam oczy przypominając sobie dzieciństwo. Zawsze byłam naiwnym dzieckiem, ale wtedy miałam Nicka broniącego mnie przed złem świata, nie był księciem z bajki. Raczej cieniem, który w odpowiednim momencie, kiedy nie patrzyłam chronił mnie przed otoczeniem i innymi.
Nick... zaśmiałam się w duchu na te wspomnienia. Czy to przez niego stałam się taka słaba?
Odpłynęłam w dalsze wspomnienia tych beztroskich chwil. Chwil podczas, których było po prostu dobrze... nie było zmartwień.
Obudził mnie ciepły dotyk jego szorstkiej skóry na moim policzku. Zanim zdążyłam otworzyć oczy poczułam spływające łzy. Moja dusza potrzebowała ukojenia, tak jak ciało.
Otarł moje łzy wierzchem dłoni, przybliżając się do mnie na długość oddechu. Naszego oddechu.
Otworzyłam oczy, zatapiając się w jego. Widziałam, coś co sprawiło, że jeszcze bardziej się rozkleiłam.
On patrzył na mnie... tak... tak czule.
Zbyt czule jak na zimnego drania, zbyt ciepło jak na tyrana.
W jego oczach ujrzałam dawnego, młodszego Nicka, którego już nie ma. Oparłam czoło o jego policzek. Westchnęłam cicho.
Ledwo słyszalnie powiedziałam do siebie, to co akurat leżało na dnie mego serca: – Dlaczego nie może być tak jak dawniej? – Ale on tego nie usłyszał, nie mógł, mój głos był zbyt cichy, nawet dla mnie. Poza tym sama nie wiem, czy w tym momencie chciałabym słyszeć odpowiedź.
Dlaczego jestem tak cholernie niezdecydowana?
Po krótkiej chwili, która wydawała się wiecznością, ciągnącą się całe mile czasu odsunął się ode mnie odwracając głowę, lecz było zbyt ciemno więc nie umiałam dostrzec jego wyrazu twarzy. Czułam piekący ból w oczach i lekkie odrętwienie.
– Idź już Alice – głos Nicka był oziębły i cichy, jednak słyszałam ten chłód, który wydobył się z jego ust i to co powiedział. Mimo wszystko, sposób w jaki wypowiedział moje imię był taki sam, nic się nie zmienił przez te lata, tak jakby całe dzieciństwo i wszystkie wspomnienia wspólnie spędzonego czasu zamknięte były w moim imieniu. Czas się cofnął, albo w o ogóle nie biegł naprzód.
Uśmiechnęłam się, bo właśnie teraz to dostrzegłam. Coś tak bardzo ważnego dla nas obojga.
– Do zobaczenia – wyszłam. Nadal się uśmiechałam, bo jak mogłabym tego nie robić.
''Alice...''
•
Wciąż walczę ze sobą, bo nie wiem, które zakończenie tego opowiadania wybrać, a mam je aż dwa. To naprawdę ciężkie zmagać się tak ze sobą. Ale wpadłam na pewien pomysł, który coraz bardziej rozwija się w mojej głowie. Och to nie tak, że już kończę Alchemię, jeszcze nie i nie w najbliższej przyszłości.
Matko, jak ja uwielbiam Nicka. *w* Troszeczkę mnie zastanawia, czy Alice ma afektywną dwubiegunową czy co - chociaż to bardziej tyczy się chyba Nicka. Nie wiem czemu, ale lubię jego ataki brutalności (taak, jestem prawowitym władcą piekieł i mam do tego prawo). Poza tym mam parę zastrzeżeń - w szpitalu nie podadzą ci od razu numeru sali, stanu zdrowia itp., bo najpierw pytają, czy jest się kimś z rodziny i tak dalej. Poza tym trzy lata temu (nawet datę pamiętam, o - 3 września) zostałam potrącona przez samochód i mnie na obserwacji zostawili tydzień - a miałam tylko złamaną nogę, otarty brzuch, wybity palec i pół twarzy w strupach... I Nicka zostawiają na jedeń dzień? No błagam cię XD
OdpowiedzUsuń/ martwe-przedstawienie.blogspot.com
Kochana, to jest angielski szpital tam procedury wyglądają nieco inaczej ^^( tu przyznam, że wpadłam z tym zbyt krótkim pobytem Manera w szpitalu). Poza tym nie chciałam pisać takich oczywistości, jak ''Czy jest pani kimś z rodziny?'', bo naturalnie, że według prawa Alice odpowiedziałaby, że jest siostrą Nicka.
UsuńTak! Alice nie jest zdrową, normalnie funkcjonującą osobą, ale o tym to już niedługo. Można to zauważyć na przestrzeni tych trzynastu krótkich rozdziałów. Podpowiedzi było nie mało.
Jestem w Anglii parę razy do roku, a czasem u kuzynki w Newry (Irlandia). Mam tam bardzo dobrego przyjaciela (jak on mnie wyzwie, to będę wiedziec, a on już nie ma tak fajnie XD), koleżanki itp. I w angielskich szpitalach pytają o nazwisko, bo ktoś z rodziny może sobie nie życzyć, aby był odwiedzany przez taką czy siaką osobę, także... Poza tym, o jakim mieście piszerz (miejsce akcji)? Bo dopiero wczoraj nadrobiłam od dziewiątego rozdziału i jeżeli wcześniej było coś o tym powiedziane, nie pamiętam.
UsuńNie podałam nazwy konkretnego miasta, ale okolice Bromley, z bardzo dużym naciskiem na wielkie ''mniej więcej'' - jeśli mam rzucać jakimiś nazwami. Szczerze mówiąc nie chciałam za bardzo uściślać się w jednej lokalizacji i czasami skaczę po lokalizacji, bo Anglia raczej służy mi za scenerię (no wiesz pogoda, budynki). Polska niestety nie wpasowała się w ten klimat jaki sobie wymyśliłam, a Stanów nie lubię, które też by nie pasowały klimatowo.
UsuńHah, wraca Nick! Nie wiem, ale jakoś bardzo się cieszę z tego powodu. Chyba mam skłonności do zbytniej sympatii skierowanej w stronę bohaterów powszechnie uznanych za raczej nieciekawe typy ;p Ale co tam, tak się zdarza ;) Widać, trochę wyjaśnia się powoli co wpływa na takie, a nie inne zachowanie Nicka. Nie miał chłopak łatwo i chociaż oczywiście raczej nie jest to wytłumaczeniem dla jego generalnego postępowania, to zapewne jakiś wpływ ma. A Alice biedaczka, wciąż ma mętlik w głowie. Ale chyba już powoli zaczyna podążać dobrym tropem. Domyślna dziewczyna ;)
OdpowiedzUsuńA co do sceny w szpitalu, nie wiem, jak to wygląda, jakoś nigdy nie miałam okazji osobiście sprawdzić, (albo raczej tego nie pamiętam), odpukać. W każdym razie dobrze, że Nick stamtąd jak najszybciej wyszedł, bo będzie jeszcze ciekawiej. W końcu Nick przykuty do szpitalnego łóżka, trochę traci ;p
Nic, czekam na więcej,
pozdrawiam
W twoim opowiadaniu jest coś niezwykłego, jakąś aura niepokoju, bardzo intrygująca. Fascynuje mnie to napięcie między bohaterami i jestem ciekawa, jak się potoczą ich losy. Choć Nick niby jest taki niesympatyczny i odpychający, to ma sobie coś sympatycznego i tragicznego.Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. No i masz piękny szablon, strasznie mi się podoba.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny!
Lunatyczka
SP Byłoby mi bardzo miło, gdybyś zajrzała na mojego bloga http://dusza-ognia.blogspot.com/ z opowiadaniem psychologicznym dzielącym się w dziewiętnastowiecznej Anglii. Bardzo zależy mi na opiniach osób znających się na rzeczy.
bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńJestem do tyłu kilka rozdziałów, więc muszę to szybko nadrobić
Pozdrawiam :*
Podoba mi się. Przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem pod wrażeniem ! Super piszesz.
OdpowiedzUsuńhttp://make-me-happy8.blogspot.com/
http://iskierka-nadziei2.blogspot.com/
Uwielbiam taki rozwój wydarzeń. Robi się coraz ciekawiej, a Nick jest coraz słodszy.
OdpowiedzUsuńUhh. czuję, że będzie się działo, tylko dodaj następny rozdział ;)
Alchemia jest zbyt piekna i zbyt prawdziwa żeby ja konczyć <3 Ja poprosze jeszcze tak z dwa lata ! :D Naprawdę nawet jesli już minęło tak duzo czasu od momentu gdy zalozylas blog, wciąż nie umiem nawidzić się tym opowiadaniem, pozachwycać się, ciąglę czuję iedosyt, choć rozdziały mnie zatysfakcjonja. Chce więcej i więcej tej historii. Nicka, Alice <3 Wszystkiego.. więcej z przesłości Nicka, wiecej jego czułego... mam wrażenie że on specjalnie ukrywa swoje rpawdziwe ja bo nei chce aby wzięła go za słabego, rpzez ojca... To takie zyciowe. Matko, to opowiadanie jest genialne... Kupię książke jako pierwsza gdy ją wydasz! A na penwo WYDASZ! :D
OdpowiedzUsuń