''Najstraszniejszym zaś pytaniem pozostaje to, ile dokładnie grozy może znieść ludzki umysł i wciąż zachować niezłomną, nieugiętą łączność z rzeczywistością… W pewnym momencie wszystko staje się zabawne. Możliwe, że w tej właśnie chwili nasze zdrowie umysłowe zaczyna albo ratować się przed upadkiem, albo też załamywać i pękać. To moment, gdy człowiekowi wraca poczucie humoru.''
* * *
Wpatrywałam się w dzwoniący telefon, na wyświetlaczu którego pojawiło się imię Wanga. Nie miałam pojęcia czego może chcieć, w końcu było już po dziesiątej. Odebrałam jednak.
– Tak? – zaczęłam niepewnie.
– Cześć Alice... wybacz, że tak późno ale urządzam jutro po południu małą parapetówkę, bez dużej ilości alkoholu i wolałem ci to powiedzieć jeszcze dzisiaj, bo właśnie przed chwilą na to wpadłem, to co będzkiesz?
– Jest środek tygodnia.
– Dlatego mówię, że to będzie mała parapetówka – zaśmiał się uroczo – prawie bez alkoholu, tylko ja, ty, Kayla, Robbie i mój wujek, no to co?
– Chyba nie mam wyjścia – zażartowałam – i dzięki za zaproszenie.
– Nie ma za co, adres wyślę ci sms'em.
Czy ja już mówiłam jak to wszystko jest zabawne? Jeszcze niedawno nie miałam życia towarzyskiego, a teraz? No może nie jestem duszą towarzystwa, ale coś ciągnie mnie do Chrisa i jego znajomych, więc nie potrafiłam mu odmówić.
Wstałam jak zwykle niechętnie. Bardzo niechętnie i chociaż lubiłam szkołę, to jak większość lub nawet wszyscy nie lubiłam wstawania.
Jaki my dzisiaj mamy dzień? Ach, no tak wtorek i matematyka na pierwszej lekcji, z lekko niezrównoważonym panem Farennem. I chociaż mając w domu psychopatę pokroju Nicka powinnam być przyzwyczajona do wszelkich odchyleń, to pan Farenn był po prostu najciekawszym okazem jaki dotąd spotkałam. Ten pięćdziesięci-paro letni matematyk, potrafił rzucać w uczniów podręcznikami, lub wyrzucać ich zeszyty przez okno kiedy rozwiążą w nich źle zadane ćwiczenie.
Tak, pan Farenn pomimo małej tolerancji stresu świetnie potrafił przekazać wiedzę.
Kiedy siedziałam na matematyce skupiając się na tablicy, gdzie akurat profesor rozrysowywał zadanie, aby bardziej nam je wytłumaczyć nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że to kolejny z tych pokręconych dni. Jeszcze w sobotę byłam w Hollow, wczoraj z Kaylą na zakupach, a dzisiaj idę do Chrisa na ''prawie bezalkoholową małą parapetówkę'', więc jak mogłam nie mieć dobrego humoru? Nawet jeśli pan Farenn wydzierał się na nas i trzaskał podręcznikiem o biurko, przy czym jego twarz przybrała barwę dojrzałego buraka, po prostu nie mogłam mieć innego nastroju niż wyśmienity.
Lekcje stosunkowo szybko minęły, więc o 15:20 byłam już w domu i szykowałam się do wyjścia. Moi ''rodzice'' już wrócili. Matka jednak była zajęta jakimś projektem, a Larry siedział jak zwykle przed telewizorem. Wyszykowałam się szybko i rzuciłem tylko krótkie ''wychodzę'' i tym razem nie okazali mi zupełnie zainteresowania. Drogę do nowego domu Wanga znałam dobrze, bo okazało się, że wprowadza się nad Pear Cake, więc dotarłam bez problemu. Wejście do strony mieszkalnej było z tyłu. Okrążyłam budynek i zadzwoniłam do drzwi. Pomimo, że było to praktycznie śródmieście bujna roślinność z tyłu domostwa odcinała się od panującej wszędzie szarości, dorzucając do miastowej powagi trochę przyjemnych, wesołych akcentów. Otworzył mi Chris w niebieskim t-shircie i potarganych jasnych spodniach - ten chłopak naprawdę lubi niedbały wygląd, co mu całkiem pasuje.
Weszłam do środka gdzie znajdował się już jego wujek. Był bardzo podobny do Chrisa, tylko nieco starszy, miał może trzydzieści osiem lub trzydzieści dziewięć lat. Jednak w przeciwieństwie do bratanka posiadał czarne, a nie jasnobrązowe włosy, sterczące mu na głowie ze wszystkich stron. Przywitałam się, na co starszy Wang ukłonił mi się z uśmiechem poprawiając swoją zbyt luźną koszulę w cętki.
Parę minut po mnie przyszła reszta. Impreza była bardzo kameralna, tak jak zapowiadał Chris, a na stole były tylko chipsy, jakaś sałatka i piwo.
Miałam czas żeby się rozejrzeć. Mieszkanie było małe. Składało się salonu, który robił także za sypialnię z aneksem kuchennym, wszystko w odcieniu jasnego błękitu. Jedynie kanapa była czarna. Na ścianach wisiał obrazek, a wszędzie walały się jeszcze nie rozpakowane kartony z rzeczami. W łazience był niewielki prysznic, umywalka i toaleta w przeciwieństwie do aneksu i dużego pokoju - w tym jedynego - była w odcieniu ciemnego brązu.
Ogólnie naprawdę wywarło na mnie pozytywne wrażenie.
Alex Wang włączył muzykę, a ja wcisnęłam się między Kaylę i Chrisa. Robert otworzył piwo i podał każdemu.
– No to Chris – zaczął starszy Wang unosząc symbolicznie w geście toastu kufel z piwem – żeby ci się dobrze tu żyło beze mnie – stuknęliśmy się wszyscy szkłem zabierając od razu do konsumpcji.
– A wy – spojrzał na mnie, na co się trochę speszyłam – długo się znacie?
– E... właściwie poznaliśmy się naprawdę niedawno – na jego twarzy widniał zadziorny uśmiech i co chwilę zerkał to na mnie, to na Chrisa.
Chociaż nie było dużo alkoholu, no oprócz piwa czułam jak cały świat lekko wiruje. Ja naprawdę mam strasznie słabą głowę. Czas leciał zbyt szybko nawet pomimo opowieści Alexa o dzieciństwie Chrisa. Można było wywnioskować, że był bardzo zżyty z bratankiem i nie za bardzo pasowała mu jego wyprowadzka.
Potem opowiadał jak poszedł na imprezę i wydał przeznaczone na opłaty pieniądze, co skutkowało życiem bez prądu i wody parę dni.
Wszyscy się śmiali i opowiadali o sobie, tylko ja nie bardzo wiedziałam co mam powiedzieć i musiałam słuchać innych. Na szczęście nikt nie wymagał ode mnie zwierzeń, dzięki czemu mogłam się nieco zrelaksować. Przecież nie będę wyciągać publicznie swoich brudów. Zanim się zorientowałam było już grubo po 23.
I gdyby nie to, że musiałam jutro wstać do szkoły siedziałabym tam jeszcze z nimi.
– Na pewno nie zostaniesz dłużej? – zapytał Robert, który wyglądał na rozczarowanego tym faktem.
– Niestety, jutro muszę być w miarę przytomna na zajęciach.
– Odprowadzę cię – zagaił Chris.
– Nie trzeba...
– Daj spokój – przerwał mi Alex – jest noc, nie będziesz szła sama.
Nie mając wyjścia, bo przecież nie zmuszę Chrisa, żeby został w domu zgodziłam się. Wprawdzie nie miałam aż tak daleko, ale Wangowie się uparli.
Szliśmy wolnym krokiem, a w tle było słychać miejski gwar nadal nie uśpionego Londynu.
Noc był chłodna, a ja niestety nie wzięłam ze sobą żadnego okrycia. Idiotka, że też nie pomyślałam.
Opatuliłam się ramionami, próbując nie szczękać zębami. Poczułam jak Chris zarzuca mi na ramiona swoją bluzę i przyciąga lekko do siebie. Zarumieniłam się na ten czuły gest i podziękowałam mu. Nie umiałam jakoś się nie peszyć w jego towarzystwie. Maszerowaliśmy nadal, co jakiś czas rzucając sobie ukradkowe spojrzenia.
Kochałam tę porę dnia. Ciemność rozświetlana sztucznym światłem ulicznych lamp lub neonów klubów. Niestety na niebie nie było widać gwiazd, nawet nie wiedziałam czy dzisiaj normalnie są widoczne. Z mojego domu tak, zawsze je podziwiam kiedy nie mogę zasnąć.
Przechodziliśmy właśnie koło jakiegoś klubu, gdy ni stąd ni zowąd wytoczył się z niego Nick z papierosem w gębie, a za nim jakiś chłopak, który go potrzymywał, obaj byli mocno pijani. Zamurowało mnie i przystanęłam, a razem ze mną Chris.
– O sio... siostrzyczka – wybełkotał podchodząc do mnie, zupełnie nie zauważając albo celowo ignorując stojącego koło mnie Wanga – a co ty robisz o tej porze poza domem – rzucił mi zadziorne spojrzenie, buchając dymem prosto w twarz. Uwiesił się mi na szyi, a trzeba dodać, że jest wyższy ode mnie o głowę lub więcej.
Poczułam jego ciężar i chciałam go odepchnąć ale on wtulił się bardziej, muskając dyskretnie moją skórę szyi. Do moich nozdrzy dotarł ten jego nickowaty zapach... wanili pomieszanej z papierosami.
– Luke skoro Aly tutaj jest, ty możesz już iść – zwrócił się do trochę lepiej wyglądającego od niego Luka stojącego tam i wpatrującego się z dziwną miną w zupełnie nawalonego kolegę, molestującego swoją siostrę, ale o tym nie wiedział – ty też już możesz iść – tym razem zagaił do Chrisa, który chciał zaoponować, ale pokiwałam głową, więc pożegnał się niechętnie, dwa razy pytając czy na pewno sobie poradzę. Nick oderwał się od mojej osoby i odpowiedział za mnie. Może powinnam jednak dać Chrisowi sobie pomóc, ale trudno.
Brat zgasił papierosa przydeptując go niezgrabnie, spojrzał ponownie w moim kierunku nieobecnym wzrokiem swoich miodowych oczu, chwycił za poły bluzy i przygryzł nerwowo wargę, staliśmy na tej przeklętej ulicy pod tym cholernym klubem, a ja nie miałam pojęcia co ten nawalony kretyn może zaraz zrobić.
– To jego – szarpnął delikatnie za zamek, rozpinając bluzę Chrisa. Przytaknęłam – nie powinnaś nosić czyichś rzeczy – spojrzałam na niego przestraszona, ale nie wyglądał jakby miał się na mnie zaraz rzucić, chyba był zbyt pijany. Nawet nie wiem jak i kiedy ale ściągnął ze mnie chrisową bluzę i podał mi swoją kurtkę. Nie chciałam się z nim kłócić więc po prostu założyłam ją, zresztą było mi zbyt zimno, żeby iść bez żadnego okrycia.
– A ty? Nie zmarzniesz? – uśmiechnął się do mnie zawadiacko, zarzucając na ramiona moje poprzednie odzienie.
Ruszyliśmy przed siebie, Nick lekko się zataczał więc niechętnie, ale nie mając innego wyjścia przyciągnęłam go do siebie, a on opasał mnie w talii. Podskoczyłam nerwowo, ale nic nie powiedziałam, więc toczyliśmy się powoli ku naszemu domowi, który w tej sytuacji wydawał się być tak daleko.
Nick lekko zmęczony, co było po nim widoczne oparł głowę o moją, przez co łaskotał mnie oddechem w policzek, ale przecież byłam już przyzwyczajona do tego, poza tym całkiem niedawno to ja byłam pijana i to on holował mnie do domu, z taką różnicą, że miał samochód, a ja głupia nawet nie miałam pieniędzy na taksówkę.
– Nick – potrzepałam lekko chłopakiem, który coś burknął i przetarł ręką oczy – nie zasypiaj, bo nie dam rady cię dotaszczyć do domu.
Och, dlaczego ja go wtedy tam po prostu nie zostawiłam, przecież po tym wszystkim miałam jak największe prawo, ale nie ja musiałam mieć dobre i miękkie serduszko i ulitować się nad tym aroganckim dupkiem.
– Yhym, nie śpię – burknął nieprzytomnym głosem.
Na szczęście dotarliśmy cali, wyglądało na to, że moja matka i Larry już śpią, albo ich nie ma, bo jak zwykle w środku było ciemno.
– Jesteśmy już – rzuciłam go na kanapę w salonie. Ta wredna, arogancka bestia, otworzyła swoje ślepia i zlustrowała mnie swoim dzikim spojrzeniem.
– Ja cię ostatnio zaniosłem do samego łóżka – a kiedy to mówił, nie dało się nie słyszeć aluzji w jego głosie. Przewróciłam oczami i już miałam odchodzić, bo przecież nie będę go tachać jeszcze na górę, ale ten podły gad złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, tak że usiadłam koło niego na kanapie. Podniósł się i przytulił. Zbliżył swoje usta do mojej szyi lekko ją liżąc, tak, że przebiegły mnie nieprzyjemne dreszcze.
– Alice – wymruczał do mojego ucha – kiedy mówię, że do łóżka, to do łóżka, albo ja cię zaniosę.
Odsunęłam się ale ten nachalny typ z powrotem mnie przyciągnął. Zamknęłam oczy przeklinając go wybornymi nazwami jakie tylko pojawiły się w mojej głowie.
– Dobra – wyswobodziłam się z jego objęcia wstając i podając mu rękę, w razie jakby miał problemy z wstaniem, ale ten drapieżny psychopatyczny idiota, wykorzystał to i oplótł mnie swoimi mackami, w skutek czego nie mogłam nawet podnieść ręki – miałeś iść spać.
W środku zrobiło mi się przyjemnie ciężko. Wdychałam jego zapach, który mimowolnie dostawał się do moich nozdrzy i siał ogromne spustoszenie w głowie.
Zamruczał coś i zsunął rękę na mój pośladek, naprawdę chciałam go walnąć, lub wyrwać się z uścisku, ale nie miałam jak, więc sama nie wiedząc co czyniąc - kierowana jakimiś dziwnymi odruchami - być może udzieliła mi się psychoza od tego dupka lub magia chwili i fakt, że dzisiaj był potulny jak baranek i tak prawie beztrosko mnie do siebie przytulił mrucząc jak kot.
Ja również go przytuliłam... niepewnie podniosłam ręce i położyłam dłonie na jego plecach wbijając w nie lekko paznokcie. Chyba jednak wypiłam odrobinę za dużo!
Nick zadrżał i był najprawdopodobniej jeszcze bardziej zdziwiona niż ja.
Wtuliłam się w niego chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Poczułam jak łzy spływają mi po policzku. Wsunęłam rękę w jego włosy czując ciepło bijące od jego ciała.
Byłam całkowicie zamroczona, a może miałam zwyczajnie dość. Tego nie wiem.
Opadliśmy na kanapę wyzwalając się wzajemnie ze swoich uścisków. Czułam się jakbym była naćpana i miałam ochotę strzelić sobie w łeb. Ale on tak ładnie pachniał... skarciłam się w myślach, ale prawda była jedna - nic nie mogłam na to poradzić, że tej nocy odrobinę mniej nienawidziłam Nicka.
Chłopak, chyba równie nieprzytomny co ja wstał i chwiejnym krokiem poszedł w stronę schodów, podbiegłam do niego - (sama w to nie wierząc) ale bojąc się, że jeszcze spadnie i się zabiję lub ciężko uszkodzi - poszłam za nim. Stanęliśmy, każde przed swoim pokojem. On wciąż patrzył na mnie nieprzytomnie, a jego dłuższe kosmyki ciemnych włosów opadały niesfornie na twarz przysłaniając miodowe oczy. Oczy, w których w tamtym momencie nie czaiła się wrogość. Patrzył na mnie tak jak wtedy kiedy Paul rzucił się na mnie... dokładnie tak samo, nie miał tego zachłannego spojrzenia. Wzrok miał przepełniony czułością i gdybym tego nie doświadczyła na sobie nie uwierzyłabym, że on może patrzeć na kogoś w ten sposób.
Znowu kierowana jakimś dziwnym, przeklętym odruchem podeszłam do niego, a on uniósł rękę i pogładził mnie po policzku.
Wiem, że powinnam się speszyć i uciec do swojego pokoju, ale tego nie zrobiłam. Nick widząc, że nie zaoponowałam przysunął się bliżej. Dzieliły nas dosłownie milimetry. Słyszałam jak ciężko oddycha, położyłam prawą dłoń tuż nad jego sercem, czując jego frywolne łomotanie. Nick nachylił się - na co ja wspięłam się na palcach - i musnął moje usta. Najpierw delikatnie, a potem z dziką namiętnością. Zarzuciłam mu ręce na szyję wplatając ponownie palce w jego włosy i lekko pociągając za nie, chłopak jęknął w moje usta odrywając się ode mnie. Oboje dyszeliśmy. Przygryzłam wargi ponownie obdarowując go pocałunkiem.
I chociaż wszystko w mojej głowie krzyczało, żebym stamtąd zwiała, nie zrobiłam tego. Moje nogi były jak z waty i gdyby nie to, że Maner mocno mnie przyciskał do siebie pewnie bym ssunęła się na ziemię.
Serce waliło mi jak oszalałe. Każda część mojego rozdygotanego ciała paliła żywym ogniem i chociaż to był Nick, ten Nick, który traktował mnie jak szmacianą lalkę, nie mogłam przerwać tego pocałunku.
Nick... cholerny Nick, przez którego przepłakałam nie jedną noc. Teraz jednak widziałam kogoś innego, a może jedynie nie myślałam w ogóle o tym co robię.
I gdyby nie to, że usłyszeliśmy jak Larrence i Kate wchodzą do domu, pewnie chłonęlibyśmy siebie dalej, aż do utraty tchu. Aż... no właśnie aż co? Co by było dalej?
Odskoczyliśmy speszeni i każde zniknęło w swoim pokoju.
* * *
Tadam! I oto właśnie zakończył się rozdział 8!
Wydarzenia powoli przyspieszają.
Wybaczcie moją sporą nieobecność, ale korzystam z wakacji i musiałam wyjechać, wprawdzie miałam dostęp do internetu, ale chciałam go porządnie poprawić, a nie tak na ''odwal się''.
Za wszelkie błędy jeśli się pojawiły przepraszam, starałam się zlikwidować je wszystkie, ale być może jakieś mi umknęły.
Rozdział 9 dopiero we wrześniu.
Pff, co to za parapetówka bez alko ;d No to fajnego mają nauczyciela, moja też mogłaby tak robić, urozmaiciłaby tym lekcję, a nie w kółko z wielką pasją opowiada, jaka cudowna jest matka... ok, jestem ścisłowcem, ale to mnie nudzi, bo o tym wiem -.- Wiedziałam, że da jej swoją bluzę :d To takie przewidywalne :D No ciekawe, błędów nie wypatrzyłam. Pozdrawiam i zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńNie przeczę, że jest przewidywalne, ale cóż, niektóre rzeczy muszą być takie, bo wtedy moje opowiadanie nie było by obyczajówką tylko opowiadaniem z pogranicza fantasy albo wyidealizowanej psychodelii.
UsuńŻycie też jest w niektórych aspektach aż zanadto przewidywalne.
PS a na parapetówce było piwko ;>
No nie! Alice i Nick! Nykss, tu mnie zadziwiłaś, dziewczyno! Nick - miły, potulny, bez wrogości! On pewnie tak specjalnie! Jestem pewna. Błędy były dwa, gdzieś na początku i to literówki.
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę, naprawdę świetny. I skończyłaś w taki momencie... Nie powinnaś tego robić. Co to Wanga, nie wiem czemu, ale coś mi się wydaje, że on bardzo "lubi" Alice. Mam nadzieję, że stworzysz coś między nimi... coś malutkiego.
Zaciekawiło mnie strasznie, chociaż wolę Chrisa od Nicka.
OdpowiedzUsuńTo Nick jest intrygujący
Przystojny blondyn o dość bujnej czuprynie ospale usiadł przy stoliku w niewielkiej kawiarence. Zamówił espresso i rozpoczął poszukiwania ulubionego notatnika. Grzebiąc po kieszeniach, niechybnie zauważył wielką, atramentową plamę na prawej dłoni.
OdpowiedzUsuń— Czas powitać postęp technologiczny — westchnął, sięgając do plecaka.
Laptop zajął honorowe miejsce tuż obok kawy i niewielkiego wazonika. Mężczyzna strzelił kostkami, a następnie uruchomił maszynę.
Na terenie kawiarenki dostępny był bezprzewodowy Internet, który tylko rozochocił wyposzczonego blondyna. Rozejrzał się po lokalu, upewniając, że nikt nie patrzy. Zachichotał i kliknął na zakładkę z ulubioną kreskówką. Niestety, kolega, z którym dzielił pokój w akademiku, okazał się naprawdę paskudnym informatykiem.
Laptop zaczął szaleć — najpierw włączyła się strona Nyan cat, potem „Pan Trolololo”, aż na ekranie pojawiła się strona główna jakiegoś forum.
Czerwony na twarzy blondyn niepewnie spoglądał na ekran, błądząc palcem po padzie.
— Forum literackie Nasza Pisarnia — przeczytał.
Zjechał kursorem w dół. Przeczytał kilka tematów w Obsłudze pióra, potem zerknął na opowieści użytkowników w Prozie i wiersze w Poezji. Uśmiech momentalnie rozkwitł na jego twarzy.
Zarejestrował się niemal od razu. Przeczytał regulamin, założył wątek powitalny w Plakietkach z nazwiskiem i ruszył na podbój tematów.
Kawa wystygła, na zewnątrz zrobiło się ciemno, a dwaj wykładowcy z pewnością odnotowali kolejne nieobecności przy jego nazwisku. Młody student ocknął się z formowego szału dopiero wtedy, gdy laptop, mimo porządnej, litowo-jonowej baterii, odmówił posłuszeństwa. Zapisał więc na kartce „www.NaszaPisarnia.ugu.pl” i, przeklinając, że zapomniał dodać odpowiedniej zakładki, wsadził ją do kieszeni spodni. Zerknął na zegarek, który nieco go otrzeźwił, by po chwili wybiec z kawiarni — miał nadzieję, że zdąży na ostatni wykład…
Wybacz za spam. I masz bardzo ładny szablon. Naprawdę.
Na Poznając Przeznaczenie pojawił się trzeci rozdział :
OdpowiedzUsuńLucas przyglądał się Jules z zaciekawieniem, trzymając wyciągniętą dłoń, a ona nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. Była jak porażona prądem i nie umiała oderwać od niego oczu. Obserwowała każdy, choćby najmniejszy ruch mięśni na jego twarzy. Przełknęła ślinę, przymykając na ułamek sekundy powieki. Poczuła coś dziwnego. Coś, czego nigdy nie doświadczyła. Obserwowała jego szare tęczówki, wpatrujące się w nią.
Serdecznie zapraszam!
Devirose
Rany, jedna z lepszych obyczajówek jakie czytałam! Lepsza nawet od niektórych książek (np. Dom Nocy, gdzie pomysł jest całkiem niezły, ale wykonanie tak tandetne i współczesne, że aż sama siebie nie rozumiem, jakim cudem zdołałam przebrnąć przez cztery tomy tego chłamu. Chyba bardzo mi się nudziło :)). Od dawna szukałam czegoś brutalnego, gdzie występuje przemoc, dziwne związki, szarzy ludzie z niecodziennymi problemami... Raz nawet próbowałam coś takiego napisać, ale z moim zapałem, poddałam się na pierwszym rozdziale z braku jakiekolwiek pomysłu na ciąg dalszy. Ot po prostu prolog mi się napisał i wstawił na bloga bez żadnego celu.
OdpowiedzUsuńCo do Twojego opowiadania... jestem naprawdę pod wrażeniem! Nick przypomina mi nieco mojego starszego brata, który był nieco... agresywny, ale na szczęście się dawno wyprowadził, więc mam spokój. Trochę nie rozumiem Alice, która mimo, że zapewnia, że szczerze nienawidzi dupka, to jednak lgnie do niego. Tak samo Nick, któremu zależy na Aly, ale jednak ją bije i molestuje. To jest chore. Ale podoba mi się!
Dodaję do ulubionych i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Mogłabyś powiadomić? Byłabym wdzięczna.
Pozdrawiam!
Jak Boga kocham, nie wiem, gdzie mam zostawiać Ci powiadomienia o rozdziałach!
OdpowiedzUsuńPojawił się u mnie kolejny rozdział. :)
Dev
PS. Przepraszam, ale kiedy u Ciebie ciąg dalszy, huh?
Wpadłam przez przypadek i cóż, zostałam wielką fanką tego opowiadania. To wszystko jest takie ciekawe zwłaszcza w płaszczyźnie psychologicznej. Świetnie opisujesz przeżycia bohaterów. Bez problemu mogę to sobie wyobrazić, w pewnym sensie 'być tam z nimi'. Każda osoba jest tak różna... Strasznie zaintrygował mnie Nick. Z jednej strony tak, jest draniem, tyranem itp., ale nie potrafię go nie lubić. Chyba sam zdaje się być w pewien sposób zagubiony, tyle tylko, że nie potrafi jakoś sobie z tym poradzić. No i czasami ma przebłyski, które dają nadzieję na coś lepszego. Poza tym gdzieś z boku czai się Chris. Jego rola w tym wszystkim też wydaje się być ciekawa. No i wreszcie sama Aly, która traktowana w taki a nie inny sposób błądzi gdzieś tam, usiłując wydobyć się z tego raczej ponurego świata. Ale cóż, mimo wszystko jak dla mnie przyćmił ją Nick. Tak jak o tym myślę, to wydaje mi się to być trochę niepokojące... Ale cóż, dziwne rzeczy się nam przytrafiają ;)
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać od samiuśkiego początku i nie mogłam się oderwać aż do momentu kiedy skończyła się ósemka. Wtedy ogarnął mnie nagły smutek. I to chyba świadczy jednoznacznie o moich odczuciach co do Twojego opowiadania. Jest po prostu kapitalne! A dodając moje uwielbienie do takich opowiadań nie pozostaje mi nic innego jak cierpliwe czekanie na dalszy ciąg i wychwalanie cię pod niebiosa ;)
Błagam, pisz szybko :)
Serdecznie pozdrawiam
Czekam na nast. :)
OdpowiedzUsuńhttp://believe-for-destiny.blogspot.com/
Cholera, cholera i co dalej?! Kurde dobrze że mam przed sobą kolejne rozdziały <3 :D Kocham cię po prostu ! Nie wiem skąd ty bierzesz te pomyły,a le jesli nie wydasz książki to chyba cię udusze słyszysz?! To ma iśc na książkę! :D I to na beestheler xD nie wiem jak to się pisze xD
OdpowiedzUsuń