Chłopak rzucił telefonem, który i tak do niczego mu się nie przydał i wybiegł z domu, zapominając nawet o zamknięciu drzwi na klucz.
Na dworze od wczoraj nic się nie zmieniło. Było parno i nieprzyjemnie. Wszechobecny zaduch sprawiał tylko, że człowiek miał ochotę wypić zimne piwo i patrzeć jak świat, wkrótce skąpie się w kroplach deszczu. Nick podążał w stronę domu Lukasa, który cały sobotni dzień nie odbierał jego telefonów, najprawdopodobniej albo dowiedział się o tym co wczoraj zrobił Paul, albo po prostu posiał gdzieś komórkę. Z całą pewnością wolał tę drugą opcję.
Zatrzymał się przed jego mieszkaniem, które wynajmował mniej więcej od dwóch lat i zadzwonił domofonem pod odpowiedni numer.
– Słucham? – odezwał się pogodny, dobrze znany Nickowi głos.
– To ja, wpuść mnie - chwycił za klamkę od drzwi, które po chwili jak za sprawą magii odpuściły i otworzyły się. W budynku nie było windy, więc Nick musiał pokonać schody.
– Co ty taki zdenerwowany? – zapytał Lukas otwierając drzwi od mieszkania, Nick posłał mu srogie spojrzenie i wszedł do środka, zdejmując buty, wiedział, że Luke ceni sobie czystość i może go opieprzyć za to, że wszedł w obuwiu – no mów – ponaglił.
– Czemu nie odbierasz? Cały dzień próbuje się do ciebie dodzwonić.
– Ah...
– Kontaktowałeś się z Paulem? – Lukas pokiwał przecząco głową – wiesz, że ten parszywy dupek, próbował dobierać się do Alice?
* * *
Siedziałam właśnie w Pear Cake, naprzeciwko Chrisa, z którym chciałam się spotkać. Miałam potrzebę oderwać się chociaż na chwilę od swoich problemów i przytłaczającego świata.
I może to nie był najlepszy pomysł, bo właśnie zaczęło padać, a na niebie pojawiały się kolejne błyski, to od razu kiedy tylko zobaczyłam wchodzącego do kawiarni Chrisa, poczułam ulgę.
– Co ci się stało w wargę – zapytał kiedy tylko usiadł.
– Nic takiego, po prostu miałam mały wypadek – nie wyglądał jakby uwierzył, ale nie drążył dalej, za co byłam mu wdzięczna. No cóż, moja warga trochę opuchła i przybrała wokół rany kolor jasnego granatu, gdzieniegdzie przechodzącego w szary. Pamiątka po wczorajszym spotkaniu z Paulem.
– Robisz coś dzisiaj?
– Nie, raczej nic - odpowiedziałam, co było zresztą prawdą, bo co mogłam robić, oprócz siedzenia w domu.
– Wybrałaś byś się ze mną gdzieś? – od razu przypomniałam sobie słowa Nicka, o tym, że niby jestem tylko jego i od razu bez najmniejszego wahania odpowiedziałam ''tak'' – miałem spotkać się z kumplem , ale czuję, że muszę cię też zabrać – popatrzyłam na niego jak na wariata, ale uśmiechnęłam się po chwili i jeszcze raz przytaknęłam – to co spotkanie w Hollow o dwudziestej?
– Hollow? – zapytałam nie bardzo wiedząc, co to za miejsce.
– To nowy klub w Pall Mall*.
– Myślę, że trafię.
Wracałam do domu trzymając w ręku pożyczoną od Chrisa parasolkę, którą wręcz wmusił we mnie. Lało jak z cebra, dzięki czemu powietrze zrobiło się trochę przyjemniejsze. Skręciłam na moją uliczkę, gdy przed domem zobaczyłam samochód Larrego. A już miałam nadzieje, że nigdy nie wróci... weszłam do domu i gdybym wiedziała, że to nie koniec nieprzyjemnych niespodzianek na dzisiaj, to w ogóle bym dzisiaj nie wracała.
Złożyłam parasolkę i otrzepałam się z kropel deszczu, które pomimo rozłożonego parasola nad głową i tak mnie dosięgły.
Przeszłam do salonu, aby się przywitać z ojczymem, który pewnie zaległ na kanapie. Niestety, nie był sam. Spojrzałam na swoją matkę, z niemym zdziwieniem. Chociaż prawie nic się nie zmieniła, od kiedy ją ostatni raz widziałam, to jej włosy o jasno-kasztanowym kolorze, zwykle sięgające ramion, były obcięte i teraz sięgały ledwo podbródka. Zimne szaroniebieskie oczy, otoczone małymi, zmarszczkami spojrzały na mnie. Matka zmarszczyła brwi i zacisnęła swoje wąskie usta. Jak zwykle miała pochmurną minę. Larry nawet na mnie nie spojrzał, no cóż był zbyt zajęty wgapianiem się w telewizor, niż w swoją żonę, której nie widział dobre parę miesięcy lub jej córkę.
– Cześć – starałam się ukryć niezadowolenie, ale moja matka skrzywiła się na to powitanie jeszcze bardziej – nie wiedziałam, że wracasz – nawet nie zapytała co mi się stało, a rana na wardze była dość dobrze widoczna, przemknęła po mnie spojrzeniem i wróciła do niedokończonej rozmowy z mężem, który z niechęcią oderwał się od ekranu.
Nie mając ochoty stać tam dłużej i być ignorowaną poszłam do siebie do pokoju. Otworzyłam okno na oścież, gdyż w pokoju panował nieprzyjemny ukrop. Moje okno wychodziło na ulicę prowadzącą do naszego domu, więc dobrze widziałam sylwetkę Nicka kierującą się w moją stronę. Nie zauważył mnie.
Leżałam na łóżku czytając książkę, gdy pokoju jak zwykle bez pukania wpadł on.
– Na długo przyjechała? – wiedziałam, że ma na myśli moją matką, bo kogóż by innego, wzruszyłam ramionami – chyba powinnaś wiedzieć, to twoja matka – przeniosłam na niego spojrzenie, starając się ubrać myśli w takie słowa, aby on nie naskoczył na mnie z agresją.
– Przecież wiesz, że nie mamy zbyt dobrego kontaktu.
Nicholas mruknął coś tylko pod nosem i trzasnął głośno drzwiami. Nie miałam już ochoty na czytanie, kiedy ktoś mi przerwie, ciężko mi potem wrócić. Odłożyłam, więc książkę na bok i spojrzałam na zegarek, dochodziła osiemnasta. Mam jeszcze dwie godziny do spotkania, chociaż coraz mniej mam na nie ochotę, może zadzwonię i powiem, że się rozchorowałam.
Jednak patrząc na sytuację w domu, wolałam jednak się stąd wyrwać. Zebranie się zajęło mi niecałą godzinę. Przy drzwiach wyjściowych pojawił się nagle Nick zatrzaskując mi je pod nosem, odwróciłam się zaskoczona i zaniepokojona.
– Gdzie się wybierasz? – moje zielono-niebieskie oczy spotkały się z jego jasno piwnymi.
– Idę do Hollow – zmarszczył brwi, jakby się nad czymś zastanawiał i chwycił kurtkę wiszącą na wieszaku.
– Podwiozę – nie oponowałam tylko poszłam za nim.
Jechaliśmy nie odzywając się do siebie, jego ośmioletnia srebrna toyota sunęła po drodze wydając z siebie dziwny warkot, dzięki, któremu w samochodzie nie panowała pełna napięcia cisza.
Nadal padało. Krople deszczu uderzały z brzękiem o szybkę rozpraszając moje myśli krążące wokół matki. Bezwiedni zacisnęłam dłonie na czarnych spodniach, które włożyłam na dzisiejszy wieczór.
Nick zerknął na mnie... patrzył tak przez kilka sekund jakby wiedział o kim myślę, otworzył szybę, wpuszczając świeże powietrze i zapalił papierosa.
Nie miałam ochoty wdychać dymu papierosowego, ale jakie miałam wyjście, zakasłałam cicho nie chcąc i tak zwracać na siebie uwagi chłopaka, który akurat skupił się na patrzeniu na drogę.
– Umówiłaś się z kimś? – nie za bardzo wiedziałam co powiedzieć, nie chciałam żeby Nick wiedział o moich planach, ani o niedawno poznanym Chrisie, którego i tak poznał. Chciałam oddalić to wszystko od niego, tak aby nie miał dostępu, ale zważywszy, że podwozi mnie do klubu chyba jest już za późno.
– Można tak to nazwać – powiedziałam spokojnie – ze znajomym – Nick uniósł w oczekiwaniu brew, spoglądając co chwilę w moją stronę po czym zatrzymał się gwałtownie, koło jakiegoś sklepu, a moje serce przyspieszyło.
– Poczekaj tu chwilę – rzucił – wpadnę po coś do sklepu tylko – cholerna ulga. To właśnie wtedy poczułam. Jestem skończoną wariatką. Powinnam wysiąść z tego samochodu i pójść sama, ale za cholerę nie miałam pojęcia gdzie mam się kierować, nie byłam obeznana z tą częścią miasta.
To, że Maner jest teraz spokojny, nie oznacza, że zaraz się na mnie nie rzuci. Po co w ogóle zgodziłam się na podwózkę?
Ach tak, ze strachu, że gdybym odmówiła on mógł by mi coś zrobić.
Czekałam na niego chwilę, gdy po chwilę wrócił niosąc jakąś reklamówkę. Nie pytałam o zawartość, bo mało mnie ona obchodziła.
– Mam po ciebie potem przyjechać? – oczywiście kochany braciszku, z wielką radością będę na ciebie czekać.
– Jakoś dam sobie radę.
Moją odpowiedź skwitował kwaśnym ''Jak uważasz''. Chwilę potem byłam już przed klubem, zbyt wcześnie, bo był dopiero parę minut po siódmej, ale nie chcąc stać na deszczu jak jakaś wariatka, lub błąkać się po nieznanej okolicy postanowiłam wejść. W środku jak w większości klubów - chociaż nie jestem ich częstą bywalczynią delikatnie mówiąc - panował pół mrok, przed całkowitą ciemnością pomieszczenie ratowały niewielkie kolorowe halogeny, wielkości mandarynek porozrzucane po suficie i niebiesko-żółty napis nad barem, z nazwą klubu. W kątach stały niebieskie fotele zgromadzone wokół okrągłych, brązowych stolików. Jak na nie dość późną jak na klubowe życie porę w pomieszczeniu zebrała się nawet pokaźna grupka osób. W tle leciała jakaś muzyka, a wszędzie kręcili się ludzie z papierosami, widocznie w środku nie obowiązywał zakaz palenia.
Podeszłam do baru nie mając pojęcia co zamówić, nie piję raczej alkoholu, ale trzeba coś kupić na odstresowanie się. Spojrzałam na podświetlaną kartę wbudowaną w blat lady i przyjrzałam się nazwą napojów alkoholowych. Barman posłał mi uprzejmy uśmiech, cierpliwie czekając. W sumie pracowników zza lady było czterech, wszyscy, oprócz tego jednego, który stał przede mną byli zajęci.
– Poproszę malibu z mlekiem.
Mężczyzna chwilę później postawił przede mną kokosowego drinka zabarwionego mlekiem. Kończyłam pić właśnie kiedy ni stąd ni zowąd pojawił się przede mną Chris. Tym razem ubrał granatowy T-shirt w czarne paski i sprane jeansy. Przyszedł z jakimś chłopakiem z blond loczkami na głowie.
– Cześć Aly – przywitał się Chris – to jest mój kolega Robert – chłopak wyciągnął rękę na przywitanie. Uścisnęłam ją niepewnie – czekamy tylko na jego dziewczynę.
Po jakiś dziesięciu minutach podeszła do nas dosyć wysoka dziewczyna, była prawie tak samo chuda jak ja. Miała jasnorude włosy, sięgające do ramion i lazurowe oczy. Jej cera była obsypana małymi piegami kontrastującymi z nieco jaśniejszą karnacją. Uśmiechnęła się do mnie serdecznie i na przywitanie cmoknęła mnie w policzek, pachniała cynamonem i kawą.
– Jestem Kayla.
– Alice
Wracałam do domu trzymając w ręku pożyczoną od Chrisa parasolkę, którą wręcz wmusił we mnie. Lało jak z cebra, dzięki czemu powietrze zrobiło się trochę przyjemniejsze. Skręciłam na moją uliczkę, gdy przed domem zobaczyłam samochód Larrego. A już miałam nadzieje, że nigdy nie wróci... weszłam do domu i gdybym wiedziała, że to nie koniec nieprzyjemnych niespodzianek na dzisiaj, to w ogóle bym dzisiaj nie wracała.
Złożyłam parasolkę i otrzepałam się z kropel deszczu, które pomimo rozłożonego parasola nad głową i tak mnie dosięgły.
Przeszłam do salonu, aby się przywitać z ojczymem, który pewnie zaległ na kanapie. Niestety, nie był sam. Spojrzałam na swoją matkę, z niemym zdziwieniem. Chociaż prawie nic się nie zmieniła, od kiedy ją ostatni raz widziałam, to jej włosy o jasno-kasztanowym kolorze, zwykle sięgające ramion, były obcięte i teraz sięgały ledwo podbródka. Zimne szaroniebieskie oczy, otoczone małymi, zmarszczkami spojrzały na mnie. Matka zmarszczyła brwi i zacisnęła swoje wąskie usta. Jak zwykle miała pochmurną minę. Larry nawet na mnie nie spojrzał, no cóż był zbyt zajęty wgapianiem się w telewizor, niż w swoją żonę, której nie widział dobre parę miesięcy lub jej córkę.
– Cześć – starałam się ukryć niezadowolenie, ale moja matka skrzywiła się na to powitanie jeszcze bardziej – nie wiedziałam, że wracasz – nawet nie zapytała co mi się stało, a rana na wardze była dość dobrze widoczna, przemknęła po mnie spojrzeniem i wróciła do niedokończonej rozmowy z mężem, który z niechęcią oderwał się od ekranu.
Nie mając ochoty stać tam dłużej i być ignorowaną poszłam do siebie do pokoju. Otworzyłam okno na oścież, gdyż w pokoju panował nieprzyjemny ukrop. Moje okno wychodziło na ulicę prowadzącą do naszego domu, więc dobrze widziałam sylwetkę Nicka kierującą się w moją stronę. Nie zauważył mnie.
Leżałam na łóżku czytając książkę, gdy pokoju jak zwykle bez pukania wpadł on.
– Na długo przyjechała? – wiedziałam, że ma na myśli moją matką, bo kogóż by innego, wzruszyłam ramionami – chyba powinnaś wiedzieć, to twoja matka – przeniosłam na niego spojrzenie, starając się ubrać myśli w takie słowa, aby on nie naskoczył na mnie z agresją.
– Przecież wiesz, że nie mamy zbyt dobrego kontaktu.
Nicholas mruknął coś tylko pod nosem i trzasnął głośno drzwiami. Nie miałam już ochoty na czytanie, kiedy ktoś mi przerwie, ciężko mi potem wrócić. Odłożyłam, więc książkę na bok i spojrzałam na zegarek, dochodziła osiemnasta. Mam jeszcze dwie godziny do spotkania, chociaż coraz mniej mam na nie ochotę, może zadzwonię i powiem, że się rozchorowałam.
Jednak patrząc na sytuację w domu, wolałam jednak się stąd wyrwać. Zebranie się zajęło mi niecałą godzinę. Przy drzwiach wyjściowych pojawił się nagle Nick zatrzaskując mi je pod nosem, odwróciłam się zaskoczona i zaniepokojona.
– Gdzie się wybierasz? – moje zielono-niebieskie oczy spotkały się z jego jasno piwnymi.
– Idę do Hollow – zmarszczył brwi, jakby się nad czymś zastanawiał i chwycił kurtkę wiszącą na wieszaku.
– Podwiozę – nie oponowałam tylko poszłam za nim.
Jechaliśmy nie odzywając się do siebie, jego ośmioletnia srebrna toyota sunęła po drodze wydając z siebie dziwny warkot, dzięki, któremu w samochodzie nie panowała pełna napięcia cisza.
Nadal padało. Krople deszczu uderzały z brzękiem o szybkę rozpraszając moje myśli krążące wokół matki. Bezwiedni zacisnęłam dłonie na czarnych spodniach, które włożyłam na dzisiejszy wieczór.
Nick zerknął na mnie... patrzył tak przez kilka sekund jakby wiedział o kim myślę, otworzył szybę, wpuszczając świeże powietrze i zapalił papierosa.
Nie miałam ochoty wdychać dymu papierosowego, ale jakie miałam wyjście, zakasłałam cicho nie chcąc i tak zwracać na siebie uwagi chłopaka, który akurat skupił się na patrzeniu na drogę.
– Umówiłaś się z kimś? – nie za bardzo wiedziałam co powiedzieć, nie chciałam żeby Nick wiedział o moich planach, ani o niedawno poznanym Chrisie, którego i tak poznał. Chciałam oddalić to wszystko od niego, tak aby nie miał dostępu, ale zważywszy, że podwozi mnie do klubu chyba jest już za późno.
– Można tak to nazwać – powiedziałam spokojnie – ze znajomym – Nick uniósł w oczekiwaniu brew, spoglądając co chwilę w moją stronę po czym zatrzymał się gwałtownie, koło jakiegoś sklepu, a moje serce przyspieszyło.
– Poczekaj tu chwilę – rzucił – wpadnę po coś do sklepu tylko – cholerna ulga. To właśnie wtedy poczułam. Jestem skończoną wariatką. Powinnam wysiąść z tego samochodu i pójść sama, ale za cholerę nie miałam pojęcia gdzie mam się kierować, nie byłam obeznana z tą częścią miasta.
To, że Maner jest teraz spokojny, nie oznacza, że zaraz się na mnie nie rzuci. Po co w ogóle zgodziłam się na podwózkę?
Ach tak, ze strachu, że gdybym odmówiła on mógł by mi coś zrobić.
Czekałam na niego chwilę, gdy po chwilę wrócił niosąc jakąś reklamówkę. Nie pytałam o zawartość, bo mało mnie ona obchodziła.
– Mam po ciebie potem przyjechać? – oczywiście kochany braciszku, z wielką radością będę na ciebie czekać.
– Jakoś dam sobie radę.
Moją odpowiedź skwitował kwaśnym ''Jak uważasz''. Chwilę potem byłam już przed klubem, zbyt wcześnie, bo był dopiero parę minut po siódmej, ale nie chcąc stać na deszczu jak jakaś wariatka, lub błąkać się po nieznanej okolicy postanowiłam wejść. W środku jak w większości klubów - chociaż nie jestem ich częstą bywalczynią delikatnie mówiąc - panował pół mrok, przed całkowitą ciemnością pomieszczenie ratowały niewielkie kolorowe halogeny, wielkości mandarynek porozrzucane po suficie i niebiesko-żółty napis nad barem, z nazwą klubu. W kątach stały niebieskie fotele zgromadzone wokół okrągłych, brązowych stolików. Jak na nie dość późną jak na klubowe życie porę w pomieszczeniu zebrała się nawet pokaźna grupka osób. W tle leciała jakaś muzyka, a wszędzie kręcili się ludzie z papierosami, widocznie w środku nie obowiązywał zakaz palenia.
Podeszłam do baru nie mając pojęcia co zamówić, nie piję raczej alkoholu, ale trzeba coś kupić na odstresowanie się. Spojrzałam na podświetlaną kartę wbudowaną w blat lady i przyjrzałam się nazwą napojów alkoholowych. Barman posłał mi uprzejmy uśmiech, cierpliwie czekając. W sumie pracowników zza lady było czterech, wszyscy, oprócz tego jednego, który stał przede mną byli zajęci.
– Poproszę malibu z mlekiem.
Mężczyzna chwilę później postawił przede mną kokosowego drinka zabarwionego mlekiem. Kończyłam pić właśnie kiedy ni stąd ni zowąd pojawił się przede mną Chris. Tym razem ubrał granatowy T-shirt w czarne paski i sprane jeansy. Przyszedł z jakimś chłopakiem z blond loczkami na głowie.
– Cześć Aly – przywitał się Chris – to jest mój kolega Robert – chłopak wyciągnął rękę na przywitanie. Uścisnęłam ją niepewnie – czekamy tylko na jego dziewczynę.
Po jakiś dziesięciu minutach podeszła do nas dosyć wysoka dziewczyna, była prawie tak samo chuda jak ja. Miała jasnorude włosy, sięgające do ramion i lazurowe oczy. Jej cera była obsypana małymi piegami kontrastującymi z nieco jaśniejszą karnacją. Uśmiechnęła się do mnie serdecznie i na przywitanie cmoknęła mnie w policzek, pachniała cynamonem i kawą.
– Jestem Kayla.
– Alice
* * *
Nick przebywał w swoim pokoju nasłuchując odgłosów deszczu uderzającego o szyby. Nie miał ochoty nigdzie wychodzić... jego ojciec i Kate** wyszli dobre parę godzin temu, więc dom był skąpany w całkowitej ciszy, narastającej coraz bardziej i pożerającej cały pokój.
Westchnął głośno przeklinając w duchu to, że musi siedzieć sam w weekend.
Lukas pewnie nie może wyjść, bo ma zmianę w pracy, a tego gnojka nie ma ochoty widzieć na oczy. Jego myśli zaczęły niebezpiecznie krążyć wokół Alice... oblizał wargi, rzucając się na łóżko.
– Alice... Alice i co ja mam z tobą zrobić.
Na samą myśl, że jest w Hollow bez niego z tym gościem Chrisem czy jak mu tam było, skręcało go w środku.
Na zewnątrz rozpętała się prawdziwa ulewa. Spojrzał na zegarek w komórce leżącej koło niego na łóżku 2:45. Uśmiechnął się na samą myśl, że jest już tak późno i wybrał numer przybranej siostry.
* * *
W towarzystwie znajomych Chrisa jak i jego samego bawiłam się naprawdę, dobrze. Kayla okazała się niezwykle charyzmatyczną osobą lubiącą dobrą zabawę, była zaledwie rok starsza ode mnie i studiowała architekturę. Robert był w wieku Chrisa.
Chociaż nie wypiłam dużo, a tak mi się przynajmniej wydawało zaczynało mi się kręcić w głowie.
Poczułam wibrowanie komórki.
– Wybaczcie muszę odebrać – poszłam do toalety, gdyż tylko tam mogłam cokolwiek usłyszeć. Dzwonił Nick.
– Gdzie jesteś? – miał dziwny głos, a może tylko mi się zdawało, przez procenty szumiące mi we krwi. Zaśmiałam się cicho sama nie wiedząc co robię. Zerknęłam na swoje odbicie w lustrze. Moje długie kasztanowe loki były lekko zmierzwione, ale poza tym wyglądałam całkiem dobrze.
– W Hollow – odpowiedziałam po paru minutach.
– Będę za chwilę po ciebie.
– Ale...
– Przecież słyszę w jakim jesteś stanie - bip...
Rozczesałam rękami włosy, przemyłam twarz wodą, chcąc się trochę odświeżyć i wróciłam do reszty.
– Niestety za chwilę będę musiała się zmywać – Kayla podobnie jak Chris rzucili mi smutne spojrzenia – jutro mamy ważny wyjazd rodzinny – skłamałam, przecież nie powiem, że mam w domu chorego psychicznie brata, który ma dziwną manię kontrolowania mnie.
– Och, przecież cię odprowadzę – zagaił cicho Wang, widząc jak zakładam kurtkę.
– Nie ma potrzeby, brat już po mnie jedzie.
Pożegnałam się z Robertem oraz Kaylą, z którą wymieniłam się numerami i wyszłam z Chrisem, który musiał zapalić na świeżym powietrzu. Na szczęście przed wejściem do Hollow było małe zadaszenie, dzięki, któremu nie musieliśmy moknąć na deszczu.
Wpatrywałam się w jego ruch z dokładnością, nawet nie wiedząc kiedy zaczęłam się uśmiechać.
Christopher miał dziwną urodę, pomijając fakt, że jest Azjatą, miał brązowe włosy, z rudymi refleksami i przenikliwe oczy. Lubiłam go, a przynajmniej dobrze czułam się w jego towarzystwie. Czując, że się mu przyglądam, spojrzał na mnie spod swoich ciemnych rzęs.
– Mam nadzieję, że zobaczymy się niedługo? – kiwnęłam głową. Też miałam taką nadzieję, w końcu jestem już pełnoletnia i powinnam rozpocząć jakieś normalne życie towarzyskie.
– Mam nadzieje, że we czwórkę, Kayla i Robert są naprawdę niesamowici.
Na twarzy Chrisa pojawił się jakby cień zawodu, ale nie bardzo wiedziałam w tym stanie o co może chodzić. W głowie mi trochę szumiało, a pora też nie była za młoda.
– Czemu by i nie – odpowiedział – o twój brat już jest - Chris podszedł do mnie i musnął delikatnie mój policzek na pożegnanie, przytulając łagodnie do siebie.
Pomachałam mu i podeszłam do samochodu dokładnie w momencie, w którym Nick miał zamiar z niego wysiąść.
Wsiadłam zatrzaskując za sobą drzwi, byłam naprawdę wyczerpana i nawet nie wiedziałam, że oczy praktycznie same mi się zamykają.
Nie spojrzałam na Nicka, który był jak zwykle osowiały, po prostu zapięłam pasy i zamknęłam oczy, marząc, żeby jak najszybciej być już w domu.
* * *
Młody Maner stał przed domem, w którym panowała ciemność. Aly spała sobie wygodnie na siedzeniu pasażera uśmiechając się. Wpatrywał się w jej pełne usta o odcieniu malin. Pomimo dominującego zapachu alkoholu i papierosów, wciąż czuł jej delikatne perfumy.
– Alice – dotknął delikatnie jej ramienia – jesteśmy już – dziewczyna zamruczała tylko coś cicho nie budząc się.
– Eh.
Nick zgasił samochód i okrążył go, otwierając drzwi od strony pasażera. Ostrożnie wziął Aly na ręce, zarzucając jej ramiona na swoje. Nadal spała. Zamknął pojazd i ruszył w stronę domu. Jedną ręką zgrabnie otworzył drzwi starając się nie wypuścić siostry z rąk. Alice mimowolnie wtuliła się w niego, przytulając policzek do jego kraciastej koszuli.
Zapalił światło na schodach, aby się nie przewrócić. Skierował się do jej pokoju, kładąc na łóżku. Dziewczyna zamruczała cicho. Przyglądał jej się przez chwilę, a potem postanowił ściągnąć jej ubranie. Niczego nieświadoma dziewczyna leżała pogrążona w miłym śnie o czym świadczył lekki uśmiech na jej twarzy. Nick nachylił się nad nią odgarniając z twarzy kosmyki brązowych włosów, zerknął na wydatne usta tak kusząco piękne. Musnął je delikatnie, chociaż miał ochotę na więcej, na o wiele więcej. Alice jak zwykle smakowała wybornie. Jej wargi miały smak truskawek i miodu.
Chciał ją tu i teraz. Chciał, żeby w ekstazie krzyczała głośno jego imię, żeby z jej ust wydobywały się jej cudowne jęki, żeby prosiła o więcej.
Chciał ją tu i teraz. Chciał, żeby w ekstazie krzyczała głośno jego imię, żeby z jej ust wydobywały się jej cudowne jęki, żeby prosiła o więcej.
Poczeka, na pewno poczeka.
* * *
*Pall Mall - ulica w Londynie.
**Kate - matka Alice.
* * *
Czyżby, to był mój najdłuższy jak dotąd rozdział?
Jakoś tak samo wyszło i mam nadzieję, że nie najgorzej.
Pozdrawiam ciepło N.
Zapraszam - nowy rozdział http://zielony-blysk.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńMasz dość czekania na ocenę w ponurych, ciemnych i smutnych korytarzach kolejnych ocenialni? W Gaolu czeka na Ciebie przytulny ciepły kąt, gdzie przy okazji możesz dowiedzieć się, co ludzie sądzą o Twoim blogu! Dodatkowo Gaol zapewni wysokie warunki sanitarne, najlepszej jakości ciasta pani Basi z komisariatowej kawiarenki i przyjemne lektury w postaci wywiadów z personelem. Grzechem byłoby nie skorzystać z mądrej, konstruktywnej krytyki, czyż nie?
OdpowiedzUsuń[www.fair-gaol.blogspot.pl]
(Jeżeli w jakikolwiek sposób treść tego komentarza uraziła Cię, bądź nie tolerujesz reklam ocenialni, usuń go)
Przeczytałam wszystkie rozdziały za jednym zamachem i jestem w szoku, bo już dawno nie czytałam bloga o podobnej tematyce, gdzie autorka potrafiłaby tak idealnie oddać uczucia bohaterów. Twoje rozdziały nie są nudne, nie męczą i są nieprzewidywalne. Widać, że masz lekkie pióro, co tylko ułatwia czytanie.
OdpowiedzUsuńA bohaterowie? Jestem pod niemałym wrażeniem ich kreacji. Każdy z nich jest inny, mimo że wszyscy wydają się zagubieni. Nie doczytałam się tylko ile Chris ma lat i nawet jeśli to nieistotne to jakoś mnie nurtuje ;) Aa i Kayla. Napisałaś, że jest rok młodsza od Aly i studiuje. Nie za wcześnie?
Podsumowując - z całym przekonaniem stwierdzam, że zyskałaś nową czytelniczkę, która niewątpliwie jest zafascynowana Twoją twórczością ;)
Kayla jest o rok starsza od Alice... musiałam się po prostu machnąć w tekście.
Usuńno i wszystko jasne, dziękuje ;)
Usuńach, jeszcze jedno.
OdpowiedzUsuńNick - mimo tego, że jest strasznym brutalem i nienawidzę go jako człowieka (jeśli mogę tak powiedzieć, w końcu to postać fikcyjna) to zakochałam się w nim jako bohaterze. Idealnie go przedstawiasz. Oczywiście idealnie w sensie literackim ;)
Jak mogłaś przerwać w takim momencie! Podobnie jak Hope uważam, że jest Nick świetnym bohaterem. Właśnie to , że jest takim brutalem sprawia, że jest ciekawy, nieprzewidywalny.
OdpowiedzUsuńzajebi**e ! woow. podziw.
OdpowiedzUsuńAzjataaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa ~ ! <3333333 trafiłąś mój gust ! oka czytam dalej xD :D musiałam się wyrzyć xD
OdpowiedzUsuńKurde <3 Rozdział genialny ! Chris azjata, Nick nie zgwałcił Alice?! Coś pięknego ^^ Szczerze to myslałam, zę znowu będę niezadowolona z niego, jednak moim zdaniem on ma uczucia... coś zaczyna mi sie w nim podobac, ale nie wiem co... Ta troska, teraz ten gest. Jednak jego agresywność mnie zniesmacza dziwnie to zabrzmiało. Nykss uwielbiam cie po prostu dałaś Azjatę do opowiadania ! :D
OdpowiedzUsuń